czwartek, 29 września 2016

Kuchnio-jadalnię też dopadły zmiany

Muszę powiedzieć, że nasze mieszkanie jest małe. Ale też na co dzień mało nas w nim więc wszystko pasuje. Ciasno robi się dopiero wówczas, gdy odwiedzają nas goście. Szczególnie w kuchnio-jadalni, która pełnia również funkcję pokoju dziennego. Urządzaliśmy to pomieszczenie na raty, w miarę potrzeb upychając w nim kolejne elementy wyposażenia i funkcje. Lubię to wnętrze, dobrze się w nim czuję, choć jest mocno.... eklektyczne;-). Ale sami je zaprojektowaliśmy i sami zrobiliśmy do niego większość mebli. To nasze wnętrze. Ze stołem jednak zawaliłam. Bałam się, żeby blat nie zajmował zbyt dużo miejsca i z ostrożności skroiliśmy mniejszy rozmiar. Niestety, na wiele okazji stół okazał się za mały, ale trudno, tak już zostało. Całe lata.

Przed Dominiki weselem, gdy miało u nas gościć więcej niż zwykle osób, postanowiłam jednak sytuację naprawić i poprosiłam Zięciunia (wtedy jeszcze narzeczonego Dominiki), by zrobił mi większy blat. Oraz dla fantazji dodatkowo półkę nad blatem. Oczywiście płyta, z której kiedyś robiliśmy swoje meble dziś jest już nieosiągalna. Trzeba było dobrać coś innego. Dobrałam. Wydawało mi się, że trafnie, że wybrany dekor spasuje do wszystkiego. Pełna optymizmu przywiozłam i rozstawiłam nowe meble...

I zdrętwiałam! Do przyjazdu gości został miesiąc, a nasze reprezentacyjne pomieszczenie wygląda, jak składzik z przypadkowymi gratami. Nic do siebie nie pasuje!


Ale co robić??? Co robić? Pytam Rafała, czy by nie zrobił reszty mebli z tej płyty? Niestety. Ma w pracy tyle zleceń, że nie da rady tak na szybko. Kupić coś gotowego? Moje mieszkanie jest tak nietypowe, że nic typowego nie ma tu zastosowania... To może przemalować? Ale jaką farbą? Na jaki kolor????

Po kilku dniach wyczerpujących rozterek, pełna wątpliwości wybrałam 2 kolory emalii akrylowej Duluxa. Świetnie kryje drewno, ale z malowaniem płyty nie mam dobrych doświadczeń - zbyt łatwo się zdrapuje. Trudno. Ryzykujemy. Co będzie, to będzie. W końcu to tylko rozwiązanie tymczasowe...


Po tygodniu pracy efekt wygląda tak:



Podoba mi się. Kolorki są super. Żeby ujednolicić wystrój całego pomieszczenia mam ochotę na nowo przemalować kuchenne fronty oraz lamperie. Ale przed weselem daję już sobie z tym spokój. Nie zdążę. A po weselu... Nie chce mi się. Jestem wypalona. Nie mam już pary do zmian. Zostaje tak, jak jest. Tymczasowo. Zobaczymy jak długo to "tymczasowo" potrwa tym razem:-).


























Mimo zmiany, stół nadal okazał się za mały. Co prawda w porównaniu z tym co było, zmiana jest wyraźna, ale przyznaję, że znów byłam zbyt ostrożna, można go było zrobić szerzej. Wysunąwszy blat do przodu zyskujemy jakieś pół metra na długości, co oczywiście i tak nie wystarczyło, byśmy się mogli przy nim zmieścić wszyscy na raz, w 9 osób. Ale za to było niezobowiązująco i swobodnie, a z całej metamorfozy i tak jestem zadowolona:-).

PS. Właśnie zauważyłam, że zniknęła mi cała lewa szpalta, z linkami do wszystkich moich ulubionych blogów i stron. Wie ktoś z jakiego powodu tak się mogło stać? Bloger znów coś namieszał? Da się to jakoś odzyskać, czy muszę odtwarzać wszystko "na piechotę"?


niedziela, 25 września 2016

Stalowy błękit

Tak właśnie widzę kolor, w którym zrobiłam sobie ten letni komplet:








Nie nacieszyłam się nim zbyt długo tego lata... Ale też specjalnie nie żałuję. Nie wyszło mi to tak, jak sobie wyobrażałam. Nie wiem czy komplet przetrwa do przyszłego sezonu, czy przypadkiem nie przerobię go na poszewki na poduszki - taki był mój pierwotny plan odnośnie tej włóczki...
 
Każdą z prezentowanych rzeczy podpatrzyłam na Pintereście: wdzianko, opaska, torebka.

Włóczka: Spring (Inter-Fox), mieszanka akrylu (55%) i bawełny (45%) - bardzo przyjemna zarówno w robocie, jak i noszeniu.

wtorek, 20 września 2016

Ziemiomorze

... zdecydowanie zasługuje na osobny, pełny wpis, a nie tylko krótkie napomknięcie, choć w porównaniu z wyczerpującą i niezwykle wnikliwą analizą cyklu autorstwa 5000lib z blogu "Listy i [inne] brewerie., moje wrażenia, nawet w formie rozwiniętej, wciąż wypadają bardzo skromnie:-).

„Ziemiomorze” Ursuli K. Le Guin to jeden z najznakomitszych cykli literatury fantasy, porównywany z dziełami J.R.R. Tolkiena czy C.S. Lewisa. Opisuje malowniczy świat pełen wysp, smoków i tajemnic, w którym najważniejsza jest równowaga między tworzącymi go siłami. Głównym bohaterem serii jest czarnoksiężnik Ged; poszczególne części opowiadają jego losy – od najmłodszych lat i pierwszych kroków stawianych w świecie magii, aż po czasy gdy zaczęła się ona stawać niebezpiecznym narzędziem w rękach zła...

"Ziemiomorze" to cykl, który powstawał przez przez 30 lat i składają się na niego następujące powieści:
"Czarnoksiężnik z Archipelagu" (1968),
"Grobowce Atuanu" (1972),
"Najdalszy brzeg" (1974),
"Tehanu" (1990),
"Inny wiatr" (2001),
oraz Opowieści z Ziemiomorza ("Ważka", "Diament i Czarna Róża", "Szukacz", "Kości ziemi", "Historia z górskich moczarów") powstałe w latach 1997-2001. W 2013 roku wydawnictwo Prószyński i S-ka wydało wszystkie te historie w jednej, monumentalnej (liczącej prawie 950 stron) edycji. I taką właśnie przeczytałam. Mimo grubości lektury i małych literek czytało mi się tę "cegłę" całkiem dobrze:-).

Nie jestem znawczynią gatunku fantasy, co pewnie mi na dobre wyszło, gdyż cyklu Le Guin nie miałam z czym porównywać i do czego odnosić. Nie zapoznałam się też szczególnie wnikliwie z innymi opiniami o lekturze więc nie oczekiwałam niczego innego, prócz dobrego czytelniczego przeżycia. Szczególnie po słowach samej autorki skierowanych do czytelników we wstępie do tego właśnie wydania, które pozwolę tu sobie w całości przytoczyć:

"Czarnoksiężnik z Archipelagu w przekładzie znakomitego poety Stanisława Barańczaka był moją pierwszą powieścią wydaną po polsku. Ukazał się ponad trzydzieści lat temu. Od tej pory trwa mój długi i szczęśliwy związek z polskimi Czytelnikami, z wielką zatem radością przedstawiam Wam cały cykl o Ziemiomorzu zebrany w jednym tomie.
Potrzebowałam sześciu książek i trzydziestu lat życia, by opowiedzieć historię Geda i Tenar. W tym czasie nieustannie dowiadywałam się czegoś nowego o krainach i ludach Ziemiomorza - bo wszystkie przygody i odkrycia bohaterów były też i moimi przygodami i odkryciami. Kiedy zaczynałam, wiedziałam o życiu i magii równie mało jak chłopiec Duny na początku opowieści. Nie miałam też pojęcia, jak się ona zakończy, póki sama nie dotarłam do końca.
I oto wreszcie macie przed sobą ukończoną historię. Oby lektura sprawiła Wam równie wielką przyjemność, jak mnie jej pisanie!"

I sprawiła! Oj, tak:-).

Nie można powiedzieć, że Ziemiomorze jest typową powieścią przygodową, choć przygód w niej nie brakuje. Ale to bardziej psychologiczna opowieść o przemianach, dorastaniu i dojrzewaniu, nabywaniu mądrości życiowej i harmonii pod wpływem doświadczeń. Akcja toczy się leniwie, a bohaterów nie ma wielu. Szczególnie w pierwszym tomie. Ale pasował mi ten łagodny, wręcz relaksacyjny rytm. Na odbiór książki nigdy nie wpływa sama treść, ale też okoliczności i sytuacja emocjonalna w jakiej się ją czyta, a ja czytałam w żałobie po Felku i lektura "Czarnoksiężnika z Archipelagu" skutecznie uspokajała i łagodziła moje emocje, odrywając mnie od smutnych myśli. Losy Geda przykuwały uwagę, a jego przemiana wzbudzała refleksję.

Ale…

Od początku też uderzyło mnie w lekturze to, że jest to bardzo „męska” opowieść. Kobiety w tej historii traktowane są marginalnie i z lekceważeniem Na dodatek skupiają w sobie wszelkie negatywne cechy (przeszkadzają, knują, manipulują...). Dlatego bardzo ucieszyłam się, gdy w drugiej części główną bohaterką stała się kobieta. Spodziewałam się, że zrównoważy „męskość” opowieści, że stanie się przeciwwagą dla Geda. Nie do końca tak się stało, ale i tak „Grobowce Atuanu” bardziej przypadły mi do gustu niż część pierwsza. Nawet psychologicznie. Bo przemiana bohaterki w tej części była dużo bardziej spektakularna i ciekawsza niż w przypadku Geda. Ged został utemperowany, spokorniał, złagodniał – to też ważne, ale Tenar się wyzwoliła. Potrafiła przezwyciężyć strach przed nieznanym i odrzucić całą swoją wiedzę, wychowanie, przekonania, cały dotychczasowy system wartości, styl życia i tożsamość, która nie dawała jej spełnienia i zaryzykować dla czegoś nowego.

„Najdalszy brzeg” jest chyba bardziej przygodowy, jednak psychologicznie to raczej powtórka z części pierwszej, tylko tym razem w klasycznym duecie – mistrz i jego uczeń (a spodziewałam się raczej, że trzecia część będzie dotyczyć losów Geda i Tenar) ratują świat. Dla ucznia wyprawa z mistrzem jest lekcją cierpliwości oraz rozumienia i akceptacji ograniczoności ludzkich działań. Ale i mistrz musi się zmierzyć z nową dla siebie sytuacją i nauczyć się żyć w całkowicie odmiennej niż do tej pory, roli. Zakończenie - pierwsza klasa.

„Tehanu” rozpoczyna w cyklu zupełnie nowy etap. Widać, że dzieli ją od poprzedniej części sporo czasu. Jest tu zupełnie inna dynamika, co może się podobać, bo naprawdę akcja nabrała tempa, więcej tu się dzieje, jest więcej emocji, więcej bohaterów i ciekawych relacji pomiędzy nimi… Ale ponieważ ja nie miałam równie dużo czasu na ewolucję swojego czytelniczego nastroju, to w wielu momentach mi ta część „zgrzytała”.

O Ziemiomorzu mówi się, że jest swoistym studium panujących w rzeczywistości stosunków społecznych. Jest też jego jawną krytyką. Krytyką rzecz jasna słuszną, ale mnie to w książce trochę drażniło. Bo to tak, jakby Autorka krytykowała samą siebie, że stworzyła męski świat, z męską dominacją i nagle Jej to zaczęło przeszkadzać i słowami swoich bohaterek podważa i krytykuje własną fantazję. O wiele bardziej od takiej otwartej krytyki w fikcyjnej bądź co bądź opowieści, wolałabym stworzenie rzeczywistości alternatywnej, w której Tenar nie musiałaby się zastanawiać, dlaczego kobiety odgrywają w świecie tak podłą rolę. To przecież Autorka tworzy rzeczywistość! Dlaczego taką właśnie rolę przeznaczyła dla Tenar i innych powołanych przez siebie do życia bohaterek? Z tego powodu właśnie feministyczna wymowa tej części ani mi się podobała, ani przekonała, choć przecież uważam się za feministkę i takich treści się nie boję. Ten natarczywy, moim zdaniem, dydaktyzm trochę mnie czytelniczo uwierał. Jak kamyk w całkiem wygodnym i pięknym, skądinąd, bucie…

„Inny wiatr” – postaci kobiece zaczynają odgrywać rolę dominującą, choć wciąż spotykają się z obraźliwymi i upokarzającymi uprzedzeniami. Czyli ciąg dalszy dydaktyzmu. Relacja Tenar i Tehanu… sama nie wiem. Jestem matką córki więc powinnam rozumieć, a jednak niezbyt było to dla mnie przekonujące. Co nie zmienia faktu, że fabularnie historia podobała mi się bardzo i żałuję, że to już koniec tej historii. Póki jednak Autorka żyje, póty można mieć nadzieję, że dopisze jeszcze jedno zakończenie do losów głównych bohaterów, wszak pozostawiła ich żywymi:-).

„Opowieści z Ziemiomorza” uzupełniają i zamykają niektóre poprzednie wątki. Podobają mi się same przez się, bez żadnych dodatkowych znaczeń i podtekstów. Nie są do niczego pretekstem, ani tłem, są po prostu ciekawe i doskonale się je czyta. Są jak bajki na dobranoc:-). Ani trochę  nie przeszkadzał mi brak chronologii.

Podsumowując: Ziemiomorze czytane w dość trudnym dla mnie czasie było mi pociechą i wspaniałą odskocznią od rzeczywistości. Wykreowany świat był niezwykle ciekawy, choć mam wrażenie, że niestety, nie grał głównej roli, a stanowił jedynie tło dla odwzorowania panujących realnie stosunków społecznych. Podobno cykl jest zamknięty, ale bardzo chciałabym poznać kolejną odsłonę, w której to kobiety - spełnione, szanowane i doceniane - czuwają nad równowagą świata dbając, by męskie ambicje, pycha i skłonność do przemocy nie doprowadziły do katastrofy;-).

sobota, 17 września 2016

Państwo Młodzi w plenerze

Obiecałam, że pokażę zdjęcia ze ślubu i wesela Córki, ale na razie wciąż jeszcze ich nie mamy. Teledysku i filmu ślubnego również brak. Sama nie zrobiłam tego dnia ani jednego zdjęcia całkowicie zdając się na profesjonalnych weselnych dokumentalistów, którzy jednakowoż zastrzegają sobie mnóstwo czasu na oddanie swoich prac. Ale niech im tak będzie:-). Może właśnie tym większa będzie przyjemność z oglądania tego wydarzenia, gdy bieżące wspomnienia trochę zatrą się w pamięci;-).

Mogę jednak pokazać plenerową sesję ślubną, którą zrobiłam Młodym po ich powrocie z podróży poślubnej na naszym Skansenie (po kliknięciu w obrazek zdjęcia pokażą się w większym rozmiarze):












































 Aha, jest jeszcze dostępna krótka zapowiedź filmu ślubnego. Naprawdę po tych niespełna dwóch minutach bardzo jestem ciekawa całości:-)


Dominika & Rafał | Wedding Trailer from GENTLEMAN - Wedding Videos on Vimeo.